24-04-2009 21:01
Notka popełniona w afekcie
Odsłony: 8
The Incredits - Michael Giacchino - Jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy utwór z OSTa Iniemamocnych.
Obejrzałem kilka filmów ostatnio, ale o większości nie ma co pisać, stąd będzie zbiorczo:
Inkheart - Przeciętniak... ... ... No i już się wystrzelałem. Bo co tu pisać. Brendan taki jak zawsze, film do młodej widowni, ale nie takiej zupełnie malutkiej, przewidywalny, bez humoru i polotu - ergo motyw umiejętności "wyczytania" czegoś z książki jest zupełnie niewykorzystany. Takie tam...
Podsumowując: Jak nie chcecie siedzieć i nic nie robić, to możecie siedzieć i gapić się na ten film
Spirit - Szajs straszliwy. Pupa Ewy Mendez jakoś tam podnosi widza na duchu, tak samo jak ta francuska tancerka, ale wciąż jest po prostu fatalnie. Inni się już rozpisywali na temat szajskości filmu, więc chyba ja nie muszę bo mam jeszcze jeden film do zrelacjonowania...
Podsumowując: Patrz na podsumowanie Dragonballa.
Dragonball: Ewolucja - Po tym Spirit wydaje się wspaniałym dziełem kinematgraficznym. Innymi słowy Dragonball jest tak nieprawdopodobnie zły, że jest jak celuloidowa czarna dziura. Ale taka hiper-czarna, bo jest tak zły, że zakrzywia nie tylko pojmowanie reżyserii, ale też aktorstwa, scenariusza, poczucia humoru, to wszystko przestaje istnieć. Człowiek jest bezradny, bo atakuje go kupowatość na tylu płaszczyznach, że nie da się ogarnąć jednocześnie idiotyzmu historii, złego aktorstwa, sztucznych efektów czy debilnych pewnie mających śmieszyć scen...
Podsumowując: Franka Millera za Spirit mógłbym wyśmiać. James Wong za Dragonballa dostał by po ryju. I to porządnie.
Push - Tuż po takiej kupie gówna jaką jest Dragonball jestem na granicy zachwytu, więc pewnie jak ochłonę będzie osobna notka. Dziś tylko fotka jednej z bohaterek.
Obejrzałem kilka filmów ostatnio, ale o większości nie ma co pisać, stąd będzie zbiorczo:
Inkheart - Przeciętniak... ... ... No i już się wystrzelałem. Bo co tu pisać. Brendan taki jak zawsze, film do młodej widowni, ale nie takiej zupełnie malutkiej, przewidywalny, bez humoru i polotu - ergo motyw umiejętności "wyczytania" czegoś z książki jest zupełnie niewykorzystany. Takie tam...
Podsumowując: Jak nie chcecie siedzieć i nic nie robić, to możecie siedzieć i gapić się na ten film
Spirit - Szajs straszliwy. Pupa Ewy Mendez jakoś tam podnosi widza na duchu, tak samo jak ta francuska tancerka, ale wciąż jest po prostu fatalnie. Inni się już rozpisywali na temat szajskości filmu, więc chyba ja nie muszę bo mam jeszcze jeden film do zrelacjonowania...
Podsumowując: Patrz na podsumowanie Dragonballa.
Dragonball: Ewolucja - Po tym Spirit wydaje się wspaniałym dziełem kinematgraficznym. Innymi słowy Dragonball jest tak nieprawdopodobnie zły, że jest jak celuloidowa czarna dziura. Ale taka hiper-czarna, bo jest tak zły, że zakrzywia nie tylko pojmowanie reżyserii, ale też aktorstwa, scenariusza, poczucia humoru, to wszystko przestaje istnieć. Człowiek jest bezradny, bo atakuje go kupowatość na tylu płaszczyznach, że nie da się ogarnąć jednocześnie idiotyzmu historii, złego aktorstwa, sztucznych efektów czy debilnych pewnie mających śmieszyć scen...
Podsumowując: Franka Millera za Spirit mógłbym wyśmiać. James Wong za Dragonballa dostał by po ryju. I to porządnie.
Push - Tuż po takiej kupie gówna jaką jest Dragonball jestem na granicy zachwytu, więc pewnie jak ochłonę będzie osobna notka. Dziś tylko fotka jednej z bohaterek.